czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 21

*Oczami Ariany*
Gdy dojechałyśmy do szpitala lekarze walczyli o życie Alex i jej dziecka. Dziesięć minut później do szpitala przyjechał Justin.
- Co z nią? -zapytał.
Widziałam, ze płakał i był roztrzęsiony. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo z sali Alex wyszedł lekarz.
- Alex żyje, jej dziecko też. Możecie do niej wejść, ale pojedyńczo i tylko na chwilę, bo Alex jest jeszcze bardzo słaba. Dobrze, że szybko zawiadomiliście pogotowie, bo prawie ich straciliśmy.
Gdy lekarz się oddalił odezwała się mama Alex:
- Wiedzieliście o ciąży?
Wszyscy twierdząco pokiwali głowami, a rodzice Alex spiorunowali Justina wzrokiem.
- Myśleliśmy, że jesteście bardziej odpowiedzialni... - odezwał się ojciec Alex.
- Ja wiem, że to wszystko moja wina... Przepraszam.... Mogę do niej wejść? - zapytał Jay.
- Twoje przepraszam już tutaj nic nie zmieni, nie odstanie się to co się wydarzyło, ale masz szczęście bo powinienem cie zabić... Jednak nie zrobię tego, bo wiem jak bardzo kocha cię moja córka. No idź już do niej.
* Oczami Justina *
Bez słowa wszedłem do sali. Rodzice mieli rację - zawaliłem na całej linii. Kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem byłem w szoku, nie spodziewałem się tego, musiałem to przemyśleć... Dlatego wyszedłem z tej piepszonej kawiarenki. Nie miałem zamiaru zostawić Alex, nawet o tym nie pomyślałem... Po prostu musiałem się z tym oswoić. Kiedy dostałem sms od Ariany, włąśnie wracałem z wyścigów i chciałem pojechać do Alex, ale kiedy przeczytałem sms od razu zmieniłem cel mojej podróży. Przeczytałem sms trzy razy i byłem przerażony. Alex źle to odebrała, myślała, że z nią zerwałem, kiedy tylko dowiedziałem się o dziecku. Boże jakim ja jestem piepszonym egoistą. Podczas kiedy Alex potrzebowała mnie najbardziej i potrzebowała mojego wsparcia ja zająłem się sobą i tym czy ja sobie z tym poradzę. Bosze ale ze mnie dupek. Kiedy przyjechałem do szpitala i zobaczyłem złowrogie spojrzenia rodziców Alex i dziewczyn uświadomiłem sobie, że popełniłem ogromny błąd, ale ja to naprawię i będę walczył o Alex i nasze dziecko. Alex to ta jedyna i chcę założyć z nią i naszym dzieckiem szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Kiedy wszedłem do sali Alex ona jeszcze spała. Usiadłem na krześle obok jej łóżka.
- Księżniczko tak się cieszę, że żyjesz... Ty i nasze dziecko. - mimo wszystko na dwa ostatnie słowa uśmiechnąłem się szczerze.
- Nie rób mi tego więcej... Nie chcę Cię stracić... Przepraszam, wiem że to moja wina... Kiedy mnie potrzebowałaś ja się zastanawiałem czy poradzę sobie z wychowaniem naszego dziecka... Nie pomyślałem jak ty się wtedy czułaś.... Przepraszam, że jestem takim cholernym dupkiem i egoistą... - Skończyłem moją krotką wypowiedź i poczułem rękę Alex na mojej.
- Dupkiem i egoistą, którego kocham. - usłyszałem jej łamiący się głos.
- No na co czekasz? Chodź tu do mnie i skończ się nad sobą użalać. Było minęło... Powiedziała.
Wpiłem się w jej usta po czym wtuliłem się w nią delikatnie, ponieważ była jeszcze osłabiona, ale co tu się dziwić podobno straciła dużo krwi.
- Kochanie, najchętniej bym cię teraz nie puszczał, ale muszę wpuścić do ciebie twoich rodziców i dziewczyny, bo bardzo się o ciebie martwią. A i twoi rodzice wiedzą o dziecku, bo lekarz im powiedział.
- O nie...
- Nie martw się jestem przy tobie...
Wyszedłem na korytarz:
- Alex się obudziła.
Rodzice Alex chcieli porozmawiać z nią sam na sam. Dziewczyny również, więc poszedłem do automatu po kawę i czekałem na korytarzu. Po jakiejś godzinie wszyscy opuścili salę Alex, tak, że ja mogłem z nią zostać sam na sam, mimo to pielęgniarki próbowały mnie kilka razy wyrzucić. Pogodziliśmy się, ale mimo to Alex nadal nie wierzyła, że z nią jestem i że w tak młodym wieku będziemy rodzicami. Zasnęliśmy razem na łóżku szpitalnym:


 Następnego dnia ok. 13 Alex dostała wypis, więc zawiozłem ją do domu i zostałem z nią do następnego dnia. Jezuuu jak ja się cieszę, że Alex i mały Bieber żyją. Ale skoro mamy byc rodziną to muszę coś jeszcze załatwić. Zostawiłem śpiącą Alex i napisałem jej karteczkę, że muszę coś załatwić i zobaczymy się później. Najpierw pojechałem do Weroniki aby zapytać jej o czym Alex od dawna marzy. Później pojechałem pozałatwiać resztę rzeczy. Ok. 19 pojechałem do mojej dziewczyny. Alex była zła, że przez cały dzień miałem wyłączony telefon i się do niej nie odzywałem, ale kiedy pocałowałem ją namiętnie to jej przeszło.
- Oj Alex, Alex już wiem jak cię do wszystkiego przekonać - uśmiechnąłem się łobuzersko, a Alex się zarumieniła.
- Pięknie wyglądasz jak się rumienisz kochanie.
Bosze szczerzyłem się jak wariat na jej widok. Co ta dziewczyna ze mną robi? Jestem zakochany w niej po uszy. Ja ten niebezpieczny Justin, którego wszyscy się boją jestem zakochany w jednej dziewczynie po uszy i będę miał z nią dziecko to nie do pomyślenia. Postanowiłem teraz jak najwięcej czasu spędzić z Alex, bo ona teraz mnie najbardziej potrzebuje. Ok. 23 Alex już spała, a ja dostałem sms od Austina, że Eternal Evil przejęli nasz towar. Ktoś z naszych sojuszników musiał nas zdradzić, bo nie daliby rady sami tego przejąć. Cicho wyszedłem z domu mojej dziewczyny i pojechałem do naszego magazynu. Wzięliśmy magnum 4, maski noktowizyjne i bomby dymne. Podjechaliśmy pod ich magazyn. Ja szedłem pierwszy. Rzuciłem dwie bomby i wszedłem do środka. Zabiłem dwóch i zabrałem część towaru. Resztę zrobili chłopaki. Jai był na tyle mądry, że zabrał z naszego magazynu benzynę, więc podpaliliśmy ich magazyn, nie zostawiając śladów. Wróciliśmy do swojego magazynu. Rozładowaliśmy i schowaliśmy odzyskany towar. Wróciłem z chłopakami do naszego domu. Rano ko.10 dzwoniła Alex i pytała gdzie jestem. Wyjaśniłem jej, że jestem w domu z chłopakami. Zszedłem na dół i zrobiłem nam śniadanie, a niech chłopaki poznają moje dobre serce. Zaśmiałem się pod nosem. Kiedy skończyłem przygotowywać jajecznicę, chłopaki weszli do kuchni.
- Ja pierdole Austin czy ty to widzisz? Co ta Alex z nim robi? Nawet nam śniadanie przygotował. - nabijał się ze mnie Jai.
- O kurwa Jay czy ty sie dobrze czujesz? Co ty brałeś? - kontynuował Austin.
- Tak bardzo śmieszne, ale jak tak bardzo nie chcecie śniadania to sam je zjem. - powiedziałem zadziornie.
- Dobra dobra dajjj. - wydarł się Jai.
- HAHAHA Wiedziałem. - wiedziałem, że te głodomory skuszą się na moją jajecznicę.
- Dobra Jay, mów co tam u Alex? Swoją drogą dawno jej tutaj nie było... - zapytał Austin.
- Z Alex wszystko w porządku, a nie było jej tu dlatego, że nie wie co wam może odwalić, a ona teraz nie może się denerwować. - odpowiedziałem.
- Co to znaczy, że Alex nie może się TERAZ denerwować? - dopytał Jai.
- Alex jest w ciąży. - powiedziałem spokojnie.
- Cooo? - Jai prawie udławił się herbatą.
- To co słyszałeś idioto. - powiedziałem śmiejąc się z niego.
Po śniadaniu powiedziałem chłopakom co zamierzam zrobić na jej osiemnaste urodziny i o mało co nie pospadali z krzeseł. Ale obiecali, że zadzwonią do dziewczyn i pomogą mi to wszystko załatwić. Pożegnałem się z chłopakami i pojechałem do Alex.
- Hej kochanie. - przywitałem się z nią soczystym buziakiem.
- Hejka. - odpowiedziała.
Jak zwykle spędziliśmy cały dzień na wspólnym leniuchowaniu, tylko że tym razem rozmawialiśmy głównie o dziecku.
- Myślisz, że będę dobrą mamą? - zapytała mnie Alex.
- Najlepszą. - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją.
- W takim razie ty będziesz najlepszym tatą. - powiedziała.


Jesteśmy w sobie naprawdę zakochani. Jest jak w jakimś romantycznym filmie, a ja gadam jak jakaś baba. Nazajutrz pojechałem wszystko zorganizować. Alex powiedziałem, że muszę coś zorganizować z chłopakami. Jutro są jej urodziny, więc muszę mieć wszystko gotowe. Do Alex przez cały dzień się nie odzywałem, żeby myślała, że zapomniałem.
Następnego dnia kiedy wszystko było gotowe ok. 18 ubrałem się tak:


wziąłem kwiaty:

i prezent:


Pojechałem do klubu, gdzie miały się odbyć urodziny mojej dziewczyny.
* Oczami Alex *
Justin od wczoraj się do mnie nie odzywa. Myślałam, że moje 18 urodziny będą wyglądać inaczej. Miałam nadzieję, że moje przyjaciółki, albo rodzice będą pamiętać. Rodzice jednak pamiętali, bo ok. 12 przyjechali do domu, zjedli ze mną tort, który mama kupiła i wręczyli mi kluczyki do samochodu, który kupili mi na urodziny:

Rodzice musieli wracać do pracy, a ja jak zwykle zostałam sama. Położyłam się na łóżku i myślałam o tym jak wszyscy mogli zapomnieć o moich urodzinach. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Miałam nadzieję, że to Justin, ale kiedy otworzyłam drzwi okazało się, że to moje przyjaciółki. Weszły do środka, zaczęły składać mi życzenia i obsypywać mnie prezentami. Czyli jednak nie zapomniały o mnie. Od Ariany dostałam taką sukienkę:


Od Miley dostałam bieliznę i prezerwatywy:


Tak cała Miley. Od Weroniki dostałam taką bransoletkę:



i takie kolczyki:



Dziewczyny uparły się, żebym poszła z nimi do klubu i od razu wypróbowała ich prezenty, a że Justina nie ma to jego strata. Zgodziłam się, bo i tak dziewczyny postawiłyby na swoim. Tak jak mi kazały ubrałam to co od nich dostałam. Miley zrobiła mi ostrzejszy niż zwykle makijaż, ale mimo to podobał mi się:



włosy zrobiła mi Weronika:



Efekt końcowy był powalający, jak to powiedziała Miley: "Niech Jay wie co stracił" i wysłała mu moje zdjęcie. Gdy dotarłyśmy na miejsce nie wierzyłam własnym oczom. Byli tam wszyscy moi znajomi i kilkanaście osób, których nie znałam. Pewnie dziewczyny to wszystko zaplanowały. Byłam trochę zawiedziona, że Justina tu nie ma. Dziewczyny kazały mi usiąść na krześle, które stało na środku sali. Zrobiłam to, aczkolwiek bałam się, że wymyśliły coś typu jakiegoś tancerza porno, który będzie obok mnie tańczył. Znając Miley mogłam się wszystkiego spodziewać, ale nie spodziewałam się tego co się wydarzyło. Kiedy usiadłam na krześle padło na mnie jedno światło, drugie padło na schody, po kórych zaczął schodzić Justin ubrany w czerwony garnitur z bukietem kwiatów i jakąś paczuszką w ręce. Zaczęła się jakaś melodia i Justin zaczął śpiewać patrząc na mnie. Podszedł do mnie wręczył mi kwiaty i paczuszkę i śpiewał dalej. Nie wiedziałam, że potrafi tak świetnie śpiewać. Poryczałam się jak małe dziecko. Dobrze, że mój makijaż był wodoodporny. Justin złożył mi życzenia po czym pocałował mnie namiętnie i wszyscy zaczęli gwizdać. Gdy oderwaliśmy się od siebie i uspokoiliśmy swoje oddechy Justin powiedział:
- Świetnie wyglądasz kochanie.
- Dziękuje ty też.
Bawiliśmy się świetnie. Ktoś może powiedzieć, że impreza bez alkoholu jest bez sensu, ale ja przynajmniej zapamiętam wszystko ze szczegółami. Justin wypił tylko szampana , bo powiedział, że jak ja nie piję to on też nie będzie.
- Chodź kochanie mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
- Ale Justin za wiele tego. Wystarczy, ze zorganizowałeś tą imprezę, dałeś kwiaty i prezent. - Tak Jay zorganizował tą imprezę, dziewczyny mi powiedziały.
- Chodź nie marudź.
Poszłam z nim przed klub, a tam czekała na nas limuzyna. Nie mogłam w to uwierzyć. Justin w limuzynie powiedział mi, że jedziemy na lotnisko i że lecimy do Paryża. Myślałam, że go uduszę, bo musiał wydać na to wszystko fortunę. Zmieniłam jednak plany i pocałowałam go namiętnie. Po chwili jednak oderwałam się od niego, bo zdałam sobie sprawę z tego, że lecimy na trzy dni do Paryża, a ja nie mam żadnych ciuchów, a rodzice nic o tym nie wiedzą. Justin jednak rozwiał moje wszelkie wątpliwości, bo powiedział, że dziewczyny mnie spakowały i moi rodzice o wszystkim wiedzą. W samolocie zasnęłam na ramieniu Jay'a. Obudziłam się dopiero po wylądowaniu. Pojechaliśmy do mega wypasionego hotelu, którego Justin zarezerwował. Nasz pokój poprawka apartament miał widok na wieżę eiffla:


- Podoba ci się? - zapytał Justin.
- Justin naprawdę tu jest extra, ale chyba będę musiała cię zabić, bo pewnie na to wydałeś kupe forsy.
- Spokojnie na ciebie wydam wszystkie pieniądze świata księżniczko.
- Wiesz co?
- Co?
- Jesteś najlepszym chłopakiem świata.
-  A ty najlepszą dziewczyną świata. Co teraz chcesz robić?
- Nie wiem, co dla nas zaplanowałeś, ale może pójdziemy na wieżę eiffla?
- Tam pójdziemy wieczorem o zachodzie słońca, bo tak będzie romantyczniej. - wyszczerzył się.
- Okey ty mój romantyku, to co proponujesz?
- Może pójdziemy pozwiedzać miasto?
- Dobra, ale najpierw muszę się przebrać i odświeżyć.
- Oki to chodź.
Wzięliśmy razem prysznic, przebraliśmy się, w wygodniejsze ciuchy, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy zwiedzać Paryż. Było zupełnie jak w bajce, tak jak to sobie wymarzyłam. Kiedy wróciliśmy do hotelu Justin poszedł wziąść prysznic, a ja poszłam przyszykować sobie ciuchy, w których miałam pójść na wieżę. W swojej walizce znalazłam to:



Kiedy Justin skończył prysznic ja poszłam się umyć. Kiedy gotowa wyszłam z łazienki, pomalowałam się i uczesałam, Justina nigdzie nie było tylko na łóżku była karteczka: "O 20 będzie po ciebie limuzyna, Kocham J." Spojrzałam na telefon 19:50, ale ten czas zleciał. Zeszłam na dół i oddałam kluczyk do recepcji. Wyszłam przed hotel gdzie czekała już na mnie limuzyna. Limuzyna zawiozła mnie pod samą wieżę, gdzie czekał już na mnie Justin ubrany w granatowy garnitur:



Był tak zajebiście seksowny, że gdyby nie było tutaj ludzi żuciłabym się na niego.
- Zrób zdjęcie, będzie na dłużej - powiedział śmiejąc się, a ja się zarumieniłam.
- Pięknie wyglądasz kochanie, szczególnie kiedy się rumienisz. - powiedział, złapał mnie za rękę i zaprowadził do windy, gdzie całowaliśmy się przez całą drogę na ostatnie piętro. Kiedy wysiedliśmy z windy zaparło mi dech w piersiach:

(Oczywiście był tam stolik tylko dla nas)
- Kocham cię Justin - wpiłam się w jego usta.
- Ja ciebie też księzniczko - odwzajemnił mój pocałunek.
Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść naszą kolację.
***************************************
To najdłuższy rozdział w całym blogu, mam nadzieję, że się wam spodoba. To przedostatni rozdział.... Chciałabym, aby był tutaj chociaż jeden komentarz... Pozdrawiam i do ostatniego....
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz